Damy radę! Czyli nauczycielska interwencja w mutyzmie
Mutyzm wybiórczy/selektywny dla wielu pedagogów i terapeutów jest zaburzeniem nieznanym, w pewien sposób przerażającym, z którym nie potrafią sobie poradzić. Okazuje się jednak, że wystarczy włożyć trochę pracy i energii w zdobycie odpowiedniej wiedzy i kwalifikacji, mieć czas i odrobinę dobrej woli, a można osiągnąć sukces i podjąć walkę z mutyzmem. O interwencji i pracy z 6 – letnimi mutystycznymi bliźniaczkami w przedszkolu rozmawiam z Siostrą Elżbietą Salawą, dyrektorką Niepublicznego Przedszkola Sióstr Służebniczek w Staniątkach, którą poznałam na prowadzonym przeze mnie szkoleniu w Warszawie, a która zaprosiła mnie na wizytę do Staniątek.
B. O-Ż: Czy kiedy niemówiące bliźniaczki pojawiły się w Siostry przedszkolu to był Siostry pierwszy kontakt z dziećmi mutystycznymi?
E. S.: Nie, od wielu lat pracuję z dziećmi i spotykałam już na swojej drodze dzieci, które nie chciały, czy też nie mogły mówić. Nie potrafiłam sobie jednak dotąd radzić z takimi przypadkami. Dopiero po przejściu szkolenia z tego zakresu mutyzmu wybiórczego w Poradni Terapii Mutyzmu Mówię, po nabyciu odpowiedniej wiedzy i poznaniu sposobów pracy z dziećmi z tym zaburzeniem, mogłam podjąć się takiego wyzwania. I okazało się, ze można – udało nam się w przedszkolu przeprowadzić taką interwencję pedagogiczną, ze dziewczynki zaczęły mówić. Oczywiście wciąż potrzebują jeszcze wsparcia, natomiast zrobiły wielki krok naprzód.
Jak długo pracowała Siostra z dziewczynkami?
Po roku pracy pedagogicznej dziewczynki odblokowały się i zaczęły się odzywać, na początku tylko szeptem przy małym gronie osób. Stopniowo zaczęły mówić głośniej, a grono ludzi do których się odzywały powiększyło się. Dla nas, dla rodziców i dla dziewczynek to był wielki sukces.
Od czego zaczęła Siostra interwencję?
To nie były tylko moje działania. W pracę zaangażowany był cały zespół nauczycielski, szczególnie pani Aneta Łach, która wraz ze mną zaangażowała się w pracę z dziewczynkami, ale także środowisko przedszkolne: nauczyciele, dzieci i ich rodzice. Na przełomie maja i czerwca 2014 roku zaproponowałyśmy rodzicom, aby dziewczynki zapraszały do domu koleżanki, które same wybiorą. Ta strategia przyniosła oczekiwane przez nas skutki. Dziewczynki zaczęły rozmawiać z tymi koleżankami w domu i to był pierwszy krok ku lepszemu. Niestety, w przedszkolu już z tymi samymi osobami rozmawiać nie umiały. Wtedy zaczęłyśmy z panią Anetą szukać pomocy na zewnątrz. Na początku wysłałyśmy rodziców na szkolenie do poradni „Mówię”, tak żeby przede wszystkim oni wiedzieli z jakim problemem mają do czynienia i włączyli się w pracę z bliźniaczkami. Przeszłyśmy szkolenie dotyczące pomocy dzieciom z mutyzmem i wtedy poczułyśmy się pewniejsze, poczułyśmy, że możemy pomóc dziewczynkom i od razu zaczęłyśmy działać.
Jak radziła sobie Siostra z tym problemem? Dwie niemówiące dziewczynki w jednej klasie to sytuacja, która niejednego nauczyciela mogłaby przerosnąć.
Od początku miałam cel żeby pomóc dziewczynkom.Początkowo próbowałyśmy z panią Anetą szukać pomocy w poradni psychologiczno – pedagogicznej, jednak nie uzyskałyśmy wystarczających wskazówek. Szukałyśmy więc dalej aż znalazłyśmy poradnię terapii mutyzmu Mówię w Warszawie i możliwości szkolenia się w tym zakresie. Nigdy nie bagatelizowałyśmy problemu, nie mówiłyśmy, że to im przejdzie, że to tylko nieśmiałość. Cały czas szukałyśmy informacji na temat mutyzmu, czytałyśmy. Przede wszystkim przestałyśmy się bać, miałyśmy świadomość, że im pomożemy. Siłę dawało nam duże wsparcie jakiego doświadczałyśmy.
Jakie ma Siostra wykształcenie? Moim zdaniem jest Siostra dobrze przygotowana do pracy, nie jest to tylko pomoc intuicyjna, ale fachowa.
Jestem pedagogiem wczesnoszkolnym i przedszkolnym. Ukończyłam Akademię Kielecką. Mam również skończone studia z zarzadzania oświatą. Już od 25 lat pracuję z dziećmi. Nie chcę jednak stać w miejscu. Wciąż się dokształcam.
Proszę opowiedzieć jak dokładnie przebiegała praca jaką Siostra podjęła wobec dziewczynek?
W listopadzie 2014 roku rodzice dziewczynek byli na szkoleniu dotyczącym mutyzmu. Kiedy razem z panią Anetą także przeszłyśmy szkolenie, rozpoczęłyśmy współpracę z rodzicami. Zaczęłyśmy działać bezzwłocznie. W pierwszym etapie dziewczynki wysyłane były z ich sali, do mnie żeby coś mi zanieść. Wychodziły więc z sali z zadaniem do wykonania, najpierw z koleżanką, a później już same. Następnie pani Aneta lub ja miałyśmy po południu pod opieką inną dziewczynkę, ja Małgosię, a pani Aneta Zosię. Po jakimś czasie obie poszłyśmy do domu dziewczynek i tam bawiłyśmy się z nimi. Kiedy powiedziałam, że już musimy wychodzić Małgosia powiedziała „nie idziemy do domu” i to były jej pierwsze słowa skierowane do nas. Często indywidulanie pracowałyśmy z każdą z dziewczynek osobno. Pewnego dnia poszłam z inną nauczycielką, panią Basią, do domu dziewczynek i tam po wspólnej zabawie jedna z dziewczynek wzięła misia, który mówił „kocham cię” i podeszła z tym misiem do mnie puszczając to zdanie „kocham cię” i to był następny sygnał, że chce mówić. Korzystałyśmy z pomysłów podanych na szkoleniu i korzystamy z nich do dzisiaj, bo dziewczynki jeszcze do końca nie wyszły z mutyzmu, choć zrobiły bardzo duże postępy. Później dziewczynki odważyły się jeszcze bardziej. W czasie świąt, już w sytuacji poza własnym domem, usiadły Mikołajowi na kolanach i na jego pytanie ile maja lat, pokazywały na placach. To był ogromny postęp, ponieważ w poprzednim roku bały się chociażby podejść do Mikołaja. Wtedy zaczęły się też pierwszy raz zachowywać swobodnie. Po rozdaniu prezentów nie uciekły od razu do rodziców, ale śmiało bawiły się z innymi dziećmi. Kolejnym przełomem były ich samodzielne wyjścia do różnych osób w przedszkolu z zadaniem do wykonania np. zanosząc im różne rzeczy. Po świętach dziewczynki rozgadały się tak bardzo, że zostawałam z nimi dłużej, bo nie mogłam nacieszyć się tym ich mówieniem.
Pamiętam jak ich rodzice byli u mnie na konsultacjach, później była przerwa i po jakimś czasie zadzwoniła matka z pytaniem czy przyjechać do poradni. Nie była pewna czy trzeba, ponieważ dziewczynki już zaczynały mówić. Powiedziałam, że z terapeutycznego punktu widzenia przyjazd nie jest konieczny, ponieważ warto wykorzystać zbudowaną już relacje z Siostrą i z panią Anetą. Przykład dziewczynek pokazuje, że można skutecznie pomagać dzieciom z mutyzmem interwencjami, nie zawsze niezbędna jest terapia. Z różnych powodów nie wszystkie dzieci mają dostęp do terapii (np. w danej poradni nie oferuje się terapii lub nie ma miejsc, nie każdego rodzica stać na prywatną poradnie). My specjaliści nie możemy tworzyć takiej sytuacji, że jeśli dziecko z jakiś powodów nie uczestniczy np. raz w tygodniu w terapii to my nic mu nie oferujemy, mówiąc, że wyrośnie z tego, że samo mu przejdzie. Bardzo ważne jest to, co robicie w waszym przedszkolu, pomagacie dzieciom na miejscu, używając takich zasobów, jakie macie – swój warsztat, swoje serce, a także swój czas. Tutaj poświęcałyście swój własny dodatkowy, czyli prywatny czas. Ale wróćmy do kolejnego etapu pracy.
Tak, ma pani rację. Bardzo cieszymy się, że ta nasza interwencja pomogła dziewczynkom. W kolejnym etapie bawiłyśmy się z dziewczynkami w zabawę, którą same wybierały. Odbywało się to w osobnej sali. Gdy bliźniaczki oswoiły się z mówieniem szeptem, zabierałyśmy do sali też ich koleżanki, które dziewczynki wybierały same i tam wspólnie się bawiłyśmy. Z dnia na dzień powiększało się grono dzieci do których się odzywały. Warunek jednak był taki, że to one same wybierały sobie dzieci. Po 2-3 tygodniach, czyli pod koniec stycznia dziewczynki już mówiły na głos. Wtedy też pewnego dnia rozmawiałam z ich mama pytając, kiedy pojedzie do Warszawy na konsultacje, na co Małgosia zapytała wprost, „po co, kiedy ja już mówię”. Później dziewczynki zrobiły nam wielką niespodziankę. Gdy rodzice przyszli odebrać swoje dzieci do przedszkola, dziewczynki zaczęły rozmawiać głośno przy tych rodzicach. Cieszyłam się, że ci rodzice potrafili okazać im tyle wsparcia i zostać na tyle długo, żeby one mogły mówić. Kolejnego dnia miały miejsce szkolne jasełka w domu kultury i tam dziewczynki zaczęły mówić na głos, nie przeszkadzała im sala pełna obcych ludzi. Zaczęły rozmawiać także z kolegami i wszystko poszło niespodziewanie dobrze. Rozmawiały już także w drugiej sali, w jadalni, w łazience, na korytarzu, przy innych ludziach, a przecież jeszcze niedawno zamykały drzwi, by nikt nie słyszał jak ze mną rozmawiają.
Czy podczas całej interwencji jaką przeprowadziła Siostra z nauczycielką dziewczynek, panią Anetą, miałyście Panie jakieś wsparcie ze strony otoczenia? Jak inne dzieci reagowały na ten proces?
Tak, w proces zaangażowany był cały zespół nauczycielski. Także rodzice próbowali zachowywać się wspierająco. Rodzice dziewczynek włożyli również ogromną pracę w pomoc Małgosi i Zosi. Dzieci w grupie przedszkolnej na początku zwracały uwagę i pytały, dlaczego tylko Małgosia i Zosia chodzą na indywidulane spotkania. Później jednak, kiedy nastąpił przełom u dziewczynek i zaczęły one mówić dzieci zauważyły to i cieszyły się z ich sukcesu. Oczywiście na początku dzieci pytały nas, dlaczego dziewczynki nie mówią, ale my zawsze mówiłyśmy „wkrótce zaczną mówić, a dziewczynki wtedy przytakiwały. Chciałyśmy, żeby dzieci w grupie zrozumiały, że dziewczynki nie mówią nie, dlatego, że nie lubią koleżanek i kolegów z przedszkola.
Co jeszcze zmieniło się w ich zachowaniu dziewczynek podczas procesu jaki Siostra rozpoczęła?
Dziewczynki przede wszystkim tak się rozgadały, ze mówiły nawet w sytuacjach kiedy powinny zachować ciszę. Mówiły, pytały, ale nawet wtedy odpowiadałam im i rozmawiałam z nimi, bo wiedziałam, że musiały nadrobić ten czas, kiedy nie mówiły. Stały się też odważniejsze i pewniejsze siebie, np. ciągle chciały być w pierwszej parze.
Jaka jest aktualna sytuacja dziewczynek, po roku pracy i pomocy z Pań strony?
Dziewczynki mają odroczenie obowiązku szkolnego, wiec będą jeszcze rok w przedszkolu. Rozmawiają z coraz większą ilością osób. Włączanie dalszej rodziny odbywało się powoli i stopniowo, tak żeby dziewczynki czuły się bezpiecznie. Ponad to w tym roku brały udział we wszystkich aktywnościach przedszkolnych, robiły wszystko to, co inne dzieci.
Jaka jest reakcja rodziców na postęp jaki zrobiły dziewczynki?
Rodzice są bardzo zadowoleni, dumni z bliźniaczek. Odetchnęli z ulga po tym, co przeszli. Tata jest niecierpliwy, po tym jak dziewczynki zrobiły taki postęp, chce jeszcze więcej. Mama dziewczynek jest bardziej pokorna, potrafi czekać.
To bardzo ważne, żeby w terapii mutyzmu doceniać każdy uśmiech, każdy ruch, najdrobniejsze zmiany na lepsze. Samodzielne założenie buta, podniesienie plecaka. Chciałam zapytać, co według Siostry zadecydowało o sukcesie jaki osiągnęły dziewczynki w tak krótkim czasie?
Wydaje mi się, że udało nam się, bo wcześnie zainterweniowałyśmy. Pomogły też dzieci w grupie, ponieważ one czekały, kiedy dziewczynki w końcu zaczną mówić, kibicowały im i cieszyły się później razem z nami. Pomogło też zielone przedszkole, na którym byłyśmy i mimo, że jeszcze wtedy nie były w stanie mówić to była to ich pierwsza separacja od rodziców i zaistnienie w grupie w nowej sytuacji bardzo im pomogło. Sprzyjające środowisko bardzo wzmacnia dzieci. Rodzice innych dzieci też chcieli pomóc, przywozili swoje dzieci do domu dziewczynek. Całe środowisko, które otaczało Małgosię i Zosię okazało się być bardzo wspierające i to na pewno był czynnik, który zadziałał bardzo pozytywnie i pomógł odblokować dziewczynki.
Wydaje mi się, że ta pomoc wymagała od Siostry wiele pracy i czasu. Jak dużo pracowała Siostra z dziewczynkami?
Tak, ale dzięki temu nam się udało. Codziennie od 14.30 do 16.30, każda z bliźniaczek miała osobne zajęcia. Ponad to raz w tygodniu szłam do ich domu i spędziłam tam wieczorem dwie godziny. To była ciężka praca, ale też wielka radość, kiedy zaczęłam dostrzegać efekty. Cieszyłam się ich każdym słowem. Kiedy dziewczynki zaczęły mówić szeptem zostawałam dłużej, żeby one czuły, jaki to sukces. Chciałam, żeby te nowe zachowania utrwalały się wiec poświęcałam na bycie z nimi dużo czasu. Jak wracałam do domu to dzwoniłam do wszystkich z zespołu przedszkolnego żeby opowiedzieć, co się wydarzyło. Czułam radość w całym zespole. Ale gdyby nie to, że przeszłam szkolenie i dzięki temu poczułam się pewniejsza i mądrzejsza o tą wiedzę to nie wiem czy byłabym wystarczająco gotowa do pomocy.
Czy w pracy z dziewczynkami stosowała Siostra jakieś specjalne metody, narzędzia?
Właściwie to była zwykła praca pedagogiczna. Używałam bajek, lalek. Wszystko odbywało się przez zabawę.
Dziękuję Siostrze za rozmowę i cenne uwagi. Bardzo się cieszę, że są takie osoby jak Pani, które są w stanie włożyć tyle pracy żeby pomóc dzieciom z mutyzmem. Życzę dalszych sukcesów i kolejnych równie skutecznych interwencji.
Wywiad został przeprowadzony przez Barbarę Ołdakowską-Żyłkę w maju 2015 roku.
Pozostajemy w stałym kontakcie z zespołem pedagogicznym przedszkola. We wrześniu 2016 roku, dziewczynki trafią do szkoły, mam nadzieję, że zostaną otoczone należytą opieką.
Artykuł jest własnością Poradni Terapii Mutyzmu Mówię.